poniedziałek, 8 lutego 2016

Rozdział I

Jeśli ktoś kiedykolwiek chciałby mieć smoka to z pewnością nie byłby to Hagrid. Zwłaszcza jeśli były to małe smoki. Te duże przynajmniej nie dawały złudzeń, że są pokojowo nastawione. Bydle było może i piękne, ale przy pierwszej okazji z pewnością z ochotą zeżarłoby swojego tymczasowego opiekuna. Wcześniej go odpowiednio przypiekając. Za to młode, cholibka, były trochę jak szczeniaki. Chciały się bawić i nie lubiły być ignorowane.
Nie przewidział niestety, że nawet takie, które ledwo wyklują się z jaj będą potrafiły zionąć ogniem. I właśnie tym sposobem, powrócił na nowy rok do Hogwardu z gładko ogoloną twarzą i zdecydowanie krótszymi włosami. Wyglądał przez to o wiele młodziej i nie wzbudzał już takiego respektu jak do tej pory. No ale pracować musiał, a nie ufał zbytnio tym wszystkim eliksirom na porost włosów.
Hagrid zresztą nie był jedynym, który powrócił do Zamku - wielka trójca, która tak dzielnie stawiła czoła Voldemortowi podczas wojny także na powrót zagościła na terenach Hogwartu.
Był to pomysł Hermiony - po tym, jak Harry doznał poważnego uszczerbku na zdrowiu podczas pełnienia zawodowych obowiązków (a były to obowiązki naprawdę nie byle jakie, albowiem Potter został cenionym aurorem) młoda kobieta uznała, że wsparcie go jest obowiązkiem zarówno jej jak i Rona.
Szczęśliwym trafem dla każdego z nich znalazło się zajęcie adekwatne do umiejętności. No… tak jakby, wszak Weasley nie wyróżniał się niczym poza jaskrawą czupryną i wyjątkową marudnością. McGonagall jednak postanowiła obdarzyć go kredytem niechętnego zaufania i zaoferowała posadę, którą niegdyś piastowała pani Hooch. Harry naturalną koleją rzeczy zajął się nauczaniem Obrony Przed Czarną Magią natomiast Hermiona z łatwością wzięła na swoje barki wykładanie jednego z najcięższych przedmiotów Szkoły Magii i Czarodziejstwa - numerologii.
Do decyzji o powrocie do murów szkoły, gdzie zaczęła się cała ta przygoda z magią, Hermionę popchnęło coś jeszcze. Odkąd dowiedziała się, że jest czarownicą wyobrażała sobie swoje dalsze życie jako coś fascynującego. Tym czasem jej związek z Ronem przypominał każde inne małżeństwo, które żyło na przedmieściach Londynu. Chodzili do pracy, tam oczywiście pełnili ważne funkcje, ale potem wracali do domu, jedli w milczeniu i właściwie to nie odzywali się do siebie. Gdy porzucił pracę w Ministerstwie, miała już nadzieję, że coś się zmieni. Nada to ich życiu trochę świeżości. Jakże się myliła.
W Hogwardzie poprosiła o osobny pokój. Jeśli już miała siedzieć w ciszy, to przynajmniej nie musiałaby się męczyć obecnością drugiej osoby. I możliwe, że liczyła na to, że powrót w tak znane miejsce przypomni Ronowi dlaczego się w niej zakochał. Ten jednak wolał spędzać każdą wolną chwilę z Harrym. Oznaczało to, że musiała znaleźć sobie nowe towarzystwo. Dlatego, kiedy tylko dotarła do niej wieść o powrocie Hagrida z wakacyjnej pracy udała się do niego w odwiedziny, niosąc w ręku butelkę najlepszej wódki z trawą. Mugole może nie mieli pojęcia o magii, ale w kwestii alkoholu nikt nie mógł im dorównać.
Ogarnięta podnieceniem na myśl o spotkaniu z przyjacielem sprzed lat przystanęła przed drzwiami znajomej chatki. Chwilkę wstrzymywała się przed załomotaniem w drzwi, bo niespodziewanie wszystkie wspomnienia związane z tym miejscem zalały jej umysł powodując uścisk wzruszenia w gardle; obawiała się, że gdyby teraz musiała się odezwać zabrzmiałaby jak przydepnięta żaba. Zamrugała kilka razy odpędzając wzbierające łzy i z szerokim uśmiechem zastukała w drzwi.
Kiedy po ich drugiej stronie rozległ się basowy szczek Kła zagryzła z wyczekiwaniem wargę.
Siedem ciężkich kroków i…
Zamrugała z niedowierzaniem.
- Och, przepraszam, ja…
- Hermiona! Cholibka, myślałem, że nigdy mnie nie odwiedzicie, nicponie!
Zdezorientowana Gryfonka wpatrywała się w gładką twarz ogromnego mężczyzny przed sobą. Głos niewątpliwie
należał do Hagrida. Cała reszta diametralnie nie pasowała do tego co zapamiętała.
Czy Hagrid był przystojny? Na samą myśl zachichotała niczym jakaś zawstydzona pierwszoklasistka. No, ale... bez tej brody i włosów i najwyraźniej w nowych ubraniach, które wcale nie wyglądały jak pozszywane ze sobą szmaty nie wyglądał aż tak źle. Mogłaby wręcz zaryzykować stwierdzenie, że był całkiem atrakcyjny. O ile można tak powiedzieć o półolbrzymie, który przez cały okres nauki był dla niej kimś w rodzaju tego dziwnego wujka, który mimo wszystko był tym ulubionym członkiem rodziny.
- Em.. właściwie to jestem tylko ja - wydukała, przez chwilę czując się autentycznie speszona - Ale co właściwie stało się z twoją brodą?! - zapytała po chwili wyszczerzając się w uśmiechu.
Możliwe, że nie był to najlepszy temat do rozmowy, gdyż mężczyzna niebezpiecznie zmrużył oczy i ewidentnie się zirytował.
- Wyobraź sobie, cholibka, że chciałem zrobić remont tej chaty. No z pensji nauczyciela to niemożliwe było. Dlatego stwierdziłem, że znajomości mam to i jakaś praca na okres letni się załapie. Przyszło mi pilnować smoków, których jaja porzuciły matki. Bydlęta nie mają instynktu macierzyńskiego i potem wykluwa się taki mały smoczek i ani nikt nie nakarmi, ani nie ogrzej - potrząsnął głową, jakby chciał odpędzić od siebie myśl o porzuconych skrzydlatych gadach - No ale bez zbędnego gadania, z takim dzieckiem jest więcej zachodu niż z ludzkim. Siedzie sobie z małym na kolanach, wyobraź sobie, karmie butelką i zanim się zorientowałem, współpracownik wylewał na mnie garniec zupy, bo mi skurczybyk podpalił brodę, cholibka. Za nią poszły włosy. Ledwom uratował te na czubku łba - zakończył swoją wypowiedź niezadowolonym sapnięciem.
Nie do końca wiedziała co mogłaby odpowiedzieć. Przekazać wyrazy współczucia, czy może powiedzieć, że tak wygląda lepiej? Zamiast tego postanowiła zmienić temat. Uniosła butelkę z alkoholem, którą ze sobą przyniosła i pomachała mu nią przed twarzą.
- Może napijemy się za stare czasy i za nowy rok szkolny? - zaproponowała.
- Głupio pytasz! Chodźże do środka - odparł Hagrid usuwając się na bok - Kieł, Kieł! Do nogi! - zawołał bez posłuchu, bo brytan właśnie obficie obśliniał Hermionę, która skwitowała zwierzęcy wybuch entuzjazmu serdecznym śmiechem.
Po tym jak już radość psa opadła na tyle, aby mogła się swobodnie poruszać bez ryzyka bycia powaloną weszła w głąb znajomej izby. Nie mogła się powstrzymać przed zafascynowanym zawieszaniem wzroku na znajomych elementach wystroju, w którym przez lata niewiele się zmieniło. Dla osoby z zewnątrz miejsce zamieszkania Hagrida mogłoby się wydać surowe i bezosobowe - dla Hermiony było ono natomiast drugim najprzytulniejszym miejscem jakie znała, pierwszym był Pokój Wspólny Gryffindoru. Wszystko było jak dawniej tylko...
Świdrujące spojrzenie panny Granger spoczęło na krzątającym się w kuchni Hagridzie, który tak nie pasował do wyobrażenia jakie wdrukowała w swoją pamięć. To niesamowite i fascynujące – pomyślała z zadumą opadając na wysłużoną kanapę, - zmiana uczesania tyle potrafi zmienić...
Nie dane jej było jednak dalej rozmyślać nad wystrojem hagridowej chaty, bo zaraz na stoliku przed nią stanęły dwie ciężkie szklanki, a tuż za nimi kieliszki, znacznie większe od tych do których była przyzwyczajona.
- Cóż to za trunek przyniosłaś? - zapytał z ciekawością i nie czekając na odpowiedź rozlał go do kieliszków.
- Mugolski alkohol. Wytwarzany bez magii, ale... - wychyliła wódkę i popiła ją dużym łykiem soku z dyni - nie ma sobie równych – dokończyła.
Hagrid szybko postanowił jej dorównać. On nie potrzebował popitki. Chyba mu zasmakowało, ponieważ wydał z siebie pomruk uznania i szybko nalał drugą kolejkę. Przez myśl jej przeszło, że mogła wziąć ze sobą więcej niż jedną butelkę
Hermiona w życiu nie spodziewałaby się, że picie z Hagridem mugolskiego trunku może być równie ekscytującym przeżyciem. Niewiedza ta wynikała zapewne z faktu, że panna Granger sięgała po alkohol rzadziej niż okazjonalnie i jeszcze nie zdążyła się przekonać, że spożywanie go w absolutnie każdym towarzystwie może przeistoczyć zwykłe spotkanie w coś, co zapada w pamięci na lata.
Co się tyczyło wspomnień - aktualnie byli na etapie rozpamiętywania; zdążyli już przebrnąć przez szlaban w Zakazanym Lesie na pierwszym roku, Madame Maxime i potajemnie przetrzymywanego w puszczy Graupa. - Hagridzie, a pamiętasz Norberta? - zapytała ze śmiechem.
- To był dopiero skurczybyk!
Wyszczerzyła się jednak wtem tknięta nagłą refleksją posmutniała. Harry i Ron. Każde z tych wydarzeń było w większej lub mniejszej mierze z nimi związane. Teraz nie dość, że nie było tej dwójki razem z nimi to odkąd powrócili do Zamku cała długoletnia przyjaźń drżała w posadach. Nie wiedziała co za tym stoi, starała się możliwie jak najczęściej organizować spotkania całą trójką ale… coś się nieodwracalnie zepsuło. Nie potrafiła powiedzieć co za tym stoi, a na myśl o tej bezradności nagle zapiekły ją oczy.
- Tak, to był skurczybyk - zgodziła się, a jej głos załamał się zdradziecko - Przepraszam - mruknęła zła na samą siebie i starła szybkim gestem łzę z policzka.
- Cholibka, Hermiono, co się stało?
Potrząsnęła głową zerkając na zmartwionego Hagrida. Znajome, błyszczące jak dwa żuki oczy świdrowały ją zatroskanym spojrzeniem; coś w nim sprawiło, że poddała się pragnieniu wyrzucenia z siebie kilku smutków i przytulając się do ramienia gajowego zaczęła:
- Widzisz, Hagridzie… - przemówiła starając się uporządkować myśli, co było irytująco trudne w jej aktualnym stanie. - Widz… - podjęła na ponów ale nagłe czknięcie przerwało jej wypowiedź. Roześmiała się przez łzy na chwilę zapominając o przedmiocie troski. -...isz - dokończyła, gdy opanowała napad wywołanej alkoholem wesołości - Pozmieniało się. Zawsze myślałam, że te wszystkie szalone rzeczy, które razem przeżyliśmy sprawią, że już zawsze będziemy nierozłączni - przyznała z goryczą. - Ależ byłam naiwna! - podsumowała wtulając się mocniej w przyjaciela - Harry i Ron mnie nie potrzebują...
- Głupoty gadasz! - zaoponował Hagrid, a jego ciężka, wielka dłoń zaczęła uspokajająco głaskać Hermionę po włosach - Nigdy nie uwierzę żeście tak się porozłazili w swoje strony. Przemówię im do rozsądku, no! - żachnął się przestając gładzić głowę Gryfonki - Już, uśmiechnij się, bo zaraz się do Zamku przejdę zrobić z nimi porządek - zagroził na co Hermiona zachichotała zagryzając wargę i zadarła głowę spoglądając błyszczącymi od łez oczami na Rubeusa. Raptownie spoważniała.
- Hagridzie… - odezwała się nie mogąc oderwać zahipnotyzowanego spojrzenia od jego twarzy. Był taki piękny… Nigdy wcześniej tego nie widziała, dlaczego? Czy to przez alkohol nagle stał się kimś innym w jej oczach? Nie… Jeszcze będąc trzeźwa czuła się dziwnie onieśmielona tym nowym Hagridem.
Nim się zastanowiła co robi pozwoliła swojej dłoni przesunąć się w niepokojąco intymnym geście po jego ramieniu; wyczuła pod warstwą ubrań stalowe mięśnie, o które nigdy wcześniej go nie podejrzewała. To odkrycie sprawiło, że bez reszty zapomniała o niedawnych zmartwieniach. Zrobiło jej się przyjemnie i gorąco, i…
Wystarczyło jedno spojrzenie w jego oczy, by zapomniała o całym otaczającym ją świecie. Jej oddech wyraźnie przyśpieszył, a ona na krótki moment poczuła się jakby wciąż była młoda i głupia. Była skupiona tylko na jednym, a potem poczuła na swoich ustach ciepłe wargi mężczyzny. Chciała coś powiedzieć, ale zanim głos opuścił jej krtań, poczuła jak ten lekki pocałunek niemal rozsadza ją od środka. Natychmiast się odsunęła i bez słowa wybiegła, pozostawiając za sobą otwarte drzwi od chatki. 

________________________________________________________________________

No, to tyle na początek. Piszcie jak wam się podobało! Mam nadzieję, że nowy rozdział pojawi się jak najszybciej ;))

4 komentarze:

  1. Wow. Jeśli mam być szczera, to nigdy bym nie wpadła na pomysł Hermiona x Hagrid. Zaskoczyłeś mnie. Trudno mi sobie wyobrazić tego faceta bez brody i włosów. Mimo że z reguły nie czytam pairingów ten nawet mi się spodobał. Jestem ciekawa co wymyślisz dalej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło. :) Celowo wybrałem pairing nie tylko niepopularny ale i ciężki do wyobrażenia sobie... chcę sprawdzić swoje siły. Wkrótce następny rozdział, gorąco zapraszam ponownie!

      Usuń
  2. W życiu nie wpadłabym na taki ship (๑°o°๑) Spotykałam się z wieloma mało prawdopodobnymi, niewyobrażalnymi shipami z Hermioną i połową Hogwartu, ale kiedy zobaczyłam jej imię obok Hagrida, to aż szczęka mi opadła (*≧▽≦)
    Moim zdaniem brakuje w niektórych miejscach kilku przecinków, choć może to już moja mała obsesja i strach przed tym, żeby przypadkiem nie zabrakło ich tam, gdzie może powinny być.
    Podoba mi się to, że W KOŃCU związek Hermiony i Rona nie jest przedstawiany jako dramat przepełniony tyranią, a po prostu uczucie, które straciło na świeżości i sile. Do rozstania czasem wystarczy niewiele, o czym wielu autorów często zapomina.
    Cóż, szczerze mówiąc, to mogło być lepiej, ale fik ciekawy. Może spróbujesz zrobić jakąś miniaturkę już z życia codziennego takiego związku?
    Ogólnie, gdyby zrobić z tego romans czysto platoniczny i delikatny, to byłby to dość uroczy ship... (´ω`♡%) Choć może to kwestia tego, że Hagrid sam w sobie jest kochaną i kochającą górą szczęścia i sympatii (*≧▽≦)
    Drugi rozdział przeczytam raczej później, niemniej z ciekawości na pewno obadam!
    P.S.
    W pewnym momencie autentycznie miałam przed oczami scenę z ekranizacji Księcia Półkrwi, jak Hagrid spił się ze Slughornem. Zamiast profesora od eliksirów podstaw Hermionę i voilà! (*≧▽≦)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dziękuję za tak obszerny komentarz ;) Przecinki są moją piętą achillesową i sam nigdy nie jestem pewien, czy są w odpowiednich miejscach. No i, ciągle się uczę, mam nadzieję, że publikowanie swoich tekstów w internecie da mi szansę na rozwój!
    Co do shipu... Chciałem stworzyć coś nietypowego, a w tym związku dostrzegłem wielki potencjał na ciekawą historię. Cieszę się, że ci się spodobało ^^

    OdpowiedzUsuń